Rozdział VIII

Kim jest Neo i agent Smith

Matrix jest w głównej mierze przedstawieniem jednej z najważniejszych nauk Buddy, mówiącej o nieistnieniu trwałej jaźni czy też jakiegoś „ja”, stanowiącego esencję danej istoty. Jest to ściśle związane z koncepcją buddyjskiej pustki, którą zajmowaliśmy się w rozdziale drugim. Według Buddy nic nie posiada immanentnego istnienia. Każda rzecz, zjawisko, czy czująca istota są wypadkową współzależnych czynników, które bezustannie łączą się i rozpadają. Żadna rzecz czy zjawisko nie są trwałe i ulegają ciągłej przemianie. Iluzja polega na uznaniu, że coś istnieje samo z siebie. Przykładowo, coś takiego jak samochód nie istnieje, ponieważ jest to tylko koncepcja mentalna i nazwa na szereg elementów, które tworzą coś, co nazywa się samochodem. Każdy z tych elementów składa się z jeszcze mniejszych składników, aż dochodzi się do cząstek elementarnych, które są w nieustannym ruchu, łącząc się z sobą i rozpadając. Podobnie jest z człowiekiem i jego osobowością. Coś co nazywamy istotą ludzką i sobą samym, z buddyjskiego punktu widzenia jest wypadkową szeregu uwarunkowań. Wypadkowa ta jest pozbawiona swojej esencji i podlega nieustającej przemianie. Według nauk Buddy nie można powiedzieć, że coś takiego jak nieśmiertelna i trwała dusza istnieje. Człowiek składać się ma z pięciu podstawowych elementów czy też skupisk. Najczęściej mówi się, że są to: forma materialna, uczucia, percepcja lub rozróżnianie, czynniki woli i świadomość. Żadne z tych skupisk nie jest, jednak niezależną i trwałą jaźnią. Oto co o skupiskach mówi buddyjski tekst Samyutta Nikaya:

Skupiska nie posiadają żadnej cechy prawdziwej jaźni. W rzeczywistości mają zupełnie przeciwstawne cechy: ciało jest jak piana, nie ma stałej substancji. Uczucia są jak bańki mydlane, powstają i znikają szybko. Rozróżnienia są jak miraże: pokazują się, ale gdy się ich szuka, nie można znaleźć. Czynniki woli są jak pusty pień platanu. Świadomość jest jak magiczna iluzja: pojawia się, ale nie ma substancji. Żadne ze skupisk nie posiada rdzenia. Są puste, bo nie mają niezależnej, stałej esencji.

źródło: Dalajlama, T. Cziedryn, Buddyzm. Jeden Nauczyciel, wiele tradycji, Poznań 2015, s. 192-193.

Tak jak żadne ze skupisk nie jest jaźnią, tak też, według Buddy, nie ma czegoś takiego jak jaźń czy też „ja”, które rządziłoby tymi skupiskami. Wszystko w swej naturze jest puste, niesubstancjonalne i nie istniejące samo z siebie. Jedno jest zależne od drugiego, przenikające się wzajemnie i stanowiące jedną całość. Słowa Buddy zapisane w Samana sutrze stawiają sprawę jasno na jego pogląd dotyczący istnienia trwałego „ja”:

Oto cztery prawdy tego świata: pierwsza – że wszystkie żywe istoty powstają z niewiedzy; druga – że wszystkie obiekty pragnień są nietrwałe, niepewne i wiążą się z cierpieniem; trzecia – że wszystko, co istnieje jest również nietrwałe, niepewne i związane z cierpieniem; czwarta – że nie istnieje nic, co można by nazwać "ja" i na całym świecie nie ma niczego, co można by określić jako "moje".

źródło: Nauka Buddy, Kurpiewski W. (tłum.), Kraków 2000, s. 71-72.

Jak łatwo można zauważyć, z nauk Buddy jasno wynika, że wiara spowodowana niewiedzą we własne, niezależne istnienie jest przyczyną cierpienia. Iluzją jest postrzegać siebie jako coś trwałego i niezależnego od reszty. Egocentryzm jest czymś co utrzymuje człowieka w stanie niewoli, ale też samo ego jest iluzją, swego rodzaju fantomem. Wynika z tego, że i niewola jest iluzoryczna, a więzień jest jednocześnie strażnikiem, a dokładniej mówiąc, więzień i strażnik na absolutnym poziomie nie istnieją. Budda nie twierdził jednak, że nic nie istnieje. W jego naukach pojawia się pojęcie natury Buddy. Jest to coś nie dającego się jednoznacznie opisać, lecz jednocześnie można z pewnością stwierdzić, że nie ma to nic wspólnego z indywidualnym „ja”. Tak przedstawia to Mahaparinirvana sutra:

Pojęcie trwałego "ja" wymyślił różnicujący umysł, który się go uchwycił i przywiązał do niego, musi je jednak porzucić. W przeciwieństwie do "ja" natura Buddy jest czymś nie do opisania, czymś co najpierw trzeba odkryć.

źródło: Nauka Buddy, Kurpiewski W. (tłum.), Kraków 2000, s. 97.

Żeby uzyskać stan buddy, trzeba zrozumieć brak „ja” i pojęcie pustki. Medytujący adept buddyzmu, wchodząc w coraz głębsze stany medytacyjnego skupienia dostrzega brak immanentnego istnienia. Zanika w nim dualne rozróżnienie na podmiot i przedmiot obserwacji. Jak ujął to P. Williams: Jest to bezpośrednie, niedualne poznanie ostatecznego[1], dlatego tak ważne jest w praktyce buddyjskiej dostrzeżenie iluzoryczności własnego istnienia. Bez tego nie może być mowy o wyzwoleniu i ustaniu cierpienia.

Analizując treść wszystkich części Matriksa, odnosi się wrażenie, że buddyjska nauka o braku „ja”, jest główną osią fabuły napisanej przez Wachowskich. Ich trylogia, tak naprawdę stanowi filmowy zapis medytacyjnej podróży w głąb siebie, prowadzącej głównego bohatera do rozpoznania natury rzeczywistości i jednoczesnego uśmiercenia samego siebie. Akcja Matriksa, jak to udowodniono w rozdziale trzecim, rozgrywa się w umyśle Neo. Film ten to symboliczna podróż w najgłębsze zakamarki umysłu i odkrycie, że tak naprawdę nigdy się nie istniało, o czym świadczy zawarty w nim szereg scen i dialogów.

Na początku M I padają znamienne słowa wskazujące na główny przekaz twórców trylogii. W scenie, gdy grupa młodych ludzi przychodzi do mieszkania głównego bohatera, by kupić od niego nielegalne oprogramowanie, Neo wręcza jednemu z nich dyskietkę z programem, na co ten mówi mu: Jesteś moim zbawcą. Moim osobistym Jezusem Chrystusem. Zdając sobie sprawę z konsekwencji procederu, jakim jest handel nielegalnym oprogramowaniem, Neo mówi mężczyźnie: Złapią cię za używanie tego, wtedy ten mu odpowiada: Wiem. To się nigdy nie zdarzyło. Ty nie istniejesz (podkreślenie autora). Pozornie nie mająca znaczenia wymiana zdań, pokazuje bardzo wyraźnie, w jakim kierunku będzie rozwijała się fabuła filmu. Pierwsze zdanie mężczyzny do Neo wskazuje na rolę, jaką odgrywa główny bohater, który jest kimś w rodzaju zbawcy, mającego wyzwolić ludzkość. Uważać go można, co zostało już dowiedzione w poprzednim rozdziale, za analogię do gnostyckiego Chrystusa niosącego zbawczą naukę. Drugie zdanie z tego dialogu, gdy pada zwrot: ty nie istniejesz, wydające się błahym stwierdzeniem, z którego znaczenia nie zdaje sobie sprawy sam je wypowiadający, jest tak naprawdę kluczem do zrozumienia przesłania Matriksa. W tej scenie Wachowscy wyraźnie wskazali na buddyjską naukę o nieistnieniu „ja”.

Neo rozmawia z dilerem

Śledząc dalszy rozwój fabuły, można jasno stwierdzić, że agent Smith jest tak naprawdę uosobieniem ego głównego bohatera trylogii. W rzeczywistości Smith i Neo to jedna i ta sama osoba. Widać to dobrze w scenie finałowej M I, gdy dochodzi do walki pomiędzy tą dwójką. Pokazane jest w niej, jak Neo wchodzi w Smitha i zlewając się z nim unicestwia go. Jest to symboliczne ukazanie śmierci ego Neo. Faktem jest, że filmowy agent Smith to tylko program komputerowy i jednocześnie symulacja stworzona przez system. Jest on tak naprawdę iluzją, tak jak iluzją w ujęciu buddyjskim jest wyobrażenie „ja”, bądź ego. Zobaczymy jednak, wraz z dalszym rozwojem fabuły, że śmierć Smitha była jedynie chwilowym wglądem w iluzoryczność „ja”, ponieważ Smith powraca w kolejnej części trylogii. Świadczy to o powrocie poczucia „ja” u głównego bohatera.

Neo staje się jednym ze Smithem

W miarę rozwoju akcji, agent Smith podlega rozmnożeniu tworząc swoje kopie. Jest już nie jeden Smith, ale niezliczona ilość jego kopii, z którymi Neo podejmuje początkowo bezowocną walkę. Jeśli przyjąć, że Smith jest symbolem ludzkiego „ja”, to jego liczne kopie świadczą, że człowiek jest skupiskiem wielu „ja”. Przypomina to buddyjską argumentację, gdzie poszczególne stany umysłu rozumie się jako szereg kolejnych „ja”. Każdy stan umysłu to jakaś forma poczucia „ja”, a że stany te zmieniają się z chwili na chwilę, to tak samo można mówić o kolejnych powstających „ja”. Wynika z tego, że poczucie „ja” powstaje wraz z danym stanem umysłu, by następnie, gdy taki stan znika, zniknąć razem z nim. Jeśli jest, więc cały szereg „ja”, to nie można powiedzieć, że istnieje jedno trwałe „ja”. Podobnie jest z agentem Smithem, który, jako cyfrowy zapis informacji jest tak samo iluzoryczny, jak wirtualna rzeczywistość wykreowana przez system komputerowy. Smith to tylko zero-jedynkowy kod, będący wynikiem działania komputerowego algorytmeu. Ludzki umysł, uwięziony w Matriksie, ma tylko mylne wrażenie, że agent Smith to ktoś realny i stanowiący zagrożenie. W rzeczywistości jest on komputerowym programem symulującym strażnika, z którym walczy Neo. Podobnie jest z umysłem, który pogrążony w niewiedzy symuluje poczucie „ja” i sprawia, że człowiek próbuje pokonać swoje ego, które w rzeczywistości jest iluzorycznym strażnikiem i więźniem w jednym. W takim wypadku, zniszczenie swego ego, czy też „ja”, jest zniszczeniem samego siebie. To rozpoznanie iluzji istnienia jest wyzwoleniem, które polega jedynie na zrozumienie, że nie ma nikogo, kogo można by wyzwolić.

Zwielokrotniony agent Smith

Wracając do filmu, to w M III jest scena, gdy Neo przychodzi do Wyroczni i mając na myśli Smitha pyta: Czym on jest? Wyrocznia mu odpowiada: Tobą. Twoim przeciwieństwem, dopełnieniem. Wynikiem równania, które dąży do równowagi. Mamy tu wyraźne utożsamienie głównego bohatera z jego głównym przeciwnikiem. Po tych słowach Wyroczni, nie ma już wątpliwości, że Neo walcząc ze Smithem, walczy sam z sobą, dlatego też, jego dotychczasowa walka nie przynosiła efektu i dopiero w finałowym pojedynku tych obu, Neo zrozumie, że on i Smith to jedno. Zaprzestaje wtedy walki i stając twarzą w twarz ze swoim oponentem, przeistacza się w Smitha, w skutek czego dochodzi do unicestwienia, zarówno Smitha, jak i samego Neo. Oboje okazali się iluzją, ponieważ, gdy znika Neo walczący w wirtualnym świecie ze Smithem, to w tym samym momencie umiera Neo podłączony do aparatury w świecie z pozoru realnym, gdzie trwa walka ludzi z maszynami. Można powiedzieć, że iluzja sama rozpoznaje, że jest iluzją, a konfrontacja z tym faktem prowadzi do jej końca.

Ostatnia walka Smitha z Neo

Dla lepszego zrozumienia przesłania, jakie w sobie niesie scena finałowej walki pomiędzy Smithem i Neo, warto zacytować dialog, jaki ci dwoje między sobą toczą, tuż przed ich śmiercią. Smith zaczyna takimi słowy:

  • - Czy to dla wolności, albo prawdy, może pokoju czy może dla miłości? To wszystko iluzje, panie Anderson. Kaprysy postrzegania. Wytwory słabego ludzkiego umysłu, próbującego desperacko uzasadnić swoje istnienie, które pozbawione jest jakiegokolwiek celu lub znaczenia, a wszystkie one są tak samo sztuczne jak Matrix sam w sobie. Jednakże tylko ludzki umysł mógł stworzyć coś tak mdłego jak miłość. Musi już pan to dostrzegać, panie Anderson. Musi pan już to wiedzieć. Nie może pan wygrać. Dalsza walka jest bezcelowa. Dlaczego, panie Anderson, dlaczego? Dlaczego się pan opiera?
  • - Bo tak wybieram – odpowiada Neo.
  • - To jest mój świat. Mój. Moment. Widziałem to. To jest to. To koniec. Tak. Leżałeś tam, w ten sposób. A ja stałem właśnie tu, i miałem coś powiedzieć. Powiedziałem: wszystko co ma początek, ma też swój koniec, Neo. Co? Co ja powiedziałem? Nie. To nie może być prawdą. Odejdź ode mnie – kończy Smith.

W tej chwili Smith zdaje sobie sprawę, że został rozpoznany czy raczej rozpoznał sam siebie, i tym samym jest to jego koniec. Następuje unicestwienie Smitha i jednocześnie śmierć Neo. Na polu ich walki pozostaje ciało leżące w strugach deszczu. Nie jest to jednak ciało żadnego z tej dwójki, lecz ciało Wyroczni. Oznacza to, że jest ona tak naprawdę tym samym, co główny bohater i jego adwersarz. Następuje utożsamienie całej tej trójki, będącej nierozerwalną jednością.

Zwrócić jeszcze należy uwagę, z przytoczonego wyżej dialogu, na słowa Smitha, gdy mówi: wszystko co ma początek, ma też swój koniec. Tymi samymi słowami zwróciła się Wyrocznia do Neo, w scenie z M III, gdy główny bohater pytał ją o rolę, jaką odgrywa Smith. W trakcie ich rozmowy powiedziała też głównemu bohaterowi, że Smith jest nim. To kolejny dowód na ścisły związek postaci Wyroczni, Smitha i Neo, którzy stanowią tą sam osobę. Przytoczone tu słowa Smitha i Wyroczni dobrze oddają buddyjskie spojrzenie na pojęcie „ja”. Budda mówił, że wszystko jest nietrwałe, gdyż istnieje jedynie niekończący się szereg zmian. W efekcie tego, wszystko musi mieć swój koniec, łącznie z indywidualnym odczuciem istnienia. Zacytowane słowa Smitha doskonale komponują się również z myślą gnostycką, według której wszystko, co jest poza Bogiem Najwyższym, jest nietrwałe. Tak to ujmuje pochodzący z Biblioteki Nag Hammadi tekst Eugnostos, w którym zapisano: Każdy kto się urodził zginie[2]. Według nauk gnostyckich wszystko podlega przemijaniu i rozpadowi. Jest w swej istocie iluzoryczne. Również „ja”, czy też dusza lub psyche, jak ją nazywali gnostycy, jest czymś nietrwałym. W ujęciu gnostyckim, człowiek składa się z formy materialnej, czyli ciała (hyle), duszy (psyche) i ducha (pneuma). Jest to też podział na trzy kategorie ludzi, jako hylików, psychików i pneumatyków. Ci ostatni, to posiadający ciało duchowe i to oni są gnostykami dla których możliwe jest zbawienie. Gnostyk może się wyzwolić gdy porzuci swoje ciało i duszę, ponieważ te dwa składniki są nietrwałe i przemijające. Tak ujmuje to Ewangelia Mateusza: Kto chce swoje życie (dosł. duszę, psyche) zachować, straci je, a kto straciłby swoje życie (psyche) dla mnie, znajdzie je[3]. Pozostaje jedynie ciało duchowe, bądź inaczej pneumatyczne. Owy duch (pneuma) nie jest jednak indywidualną częścią gnostyka. Jest elementem pochodzącym z Pleromy, czyli jedności, jaką stanowi Bóg Najwyższy. Pneuma jest bożą iskrą w człowieku i elementem duchowym, który umieściła w nim Sofia. Elementem, który powraca do Boga Ojca, by się z nim zjednoczyć i dlatego nie ma charakteru indywidualnego. Według gnostycyzmu wszystko jest jednią i celem jest powrót do niej.

Symbolem takiej odzyskanej jedności jest w gnostycyzmie Jezus. Jest on ukryty we wszystkim, jako odpowiednik Pełni. Dobrze oddają to słowa Jezusa z Ewangelii Tomasza:

Ja jestem światłością, która jest ponad wszystkim. Ja jestem Pełnią. Pełnia wyszła ze mnie i Pełnia doszła do mnie. Rozłupcie drzewo, ja tam jestem. Podnieście kamień, a znajdziecie mnie tam.

źródło: Ewangelia Tomasza, tłum. W. Myszor, A. Dembska, w: M. Starowieyski (red.), Apokryfy Nowego Testamentu. Ewangelie apokryficzne, Kraków 2003, s. 197.

W tym ujęciu Jezus oznacza Jedność, która ogarnia wszystko. Poza nią tak naprawdę nie ma nic. To co istnieje poza Pełnią jest iluzją i nie może istnieć samo z siebie. Nauka Chrystusa ma prowadzić do przebudzenia się elementów duchowych, ukrytych w iluzorycznej materii. Elementy te są jednak częścią Chrystusa czy wręcz nim samym i wyzwalanie ich jest jego samo zbawianiem się. Tak wyrażają to słowa zapisane w gnostyckiej Ewangelii Ewy:

Ja jestem tobą, a ty mną, i gdziekolwiek byś był[a] i ja jestem, i we wszystkim jestem zasiany, i gdzie chcesz, zbierzesz mnie, a zbierając mnie, zbierzesz siebie.

źródło: Ewangelia Ewy, tłum. W. Myszor, A. Dembska, w: M. Starowieyski (red.), Apokryfy Nowego Testamentu. Ewangelie apokryficzne, Kraków 2003, s. 123.

Uroboros
Uroboros - dla gnostyków symbol Jedności

Z tej perspektywy, element pneumatyczny w gnostyku utożsamić można z samym Jezusem. Dusza, czyli jego osobowość, jest tym, co go więzi w świecie i odcina od Pełni. Podobnie jak agent Smith więzi Neo w Matriksie. Dopiero porzucając duszę, czy też wiarę w nią, gnostyk jednoczy się z Pełnią. W rzeczywistości istnieje tylko Pełnia czy też Pleroma, która poprzez Jezusa (będącego samą Pełnią) wyzwala samą siebie. O tym, że poza Pełnią nie ma nic prawdziwego świadczą słowa Jezusa z Ewangelii Filipa: To zaś, co jest wewnątrz wszystkiego, jest Pełnią. Poza nią nie ma niczego innego w jej wnętrzu[4]. Zrozumiałe w tym kontekście jest, że filmowa Wyrocznia, symbolizująca gnostycką Sofię, zostaje przez Wachowskich utożsamiona z Neo i Smithem. Tak jak w mitologii gnostyckiej Sofia jest przedstawicielką Pleromy, czyli Pełni, tak i w filmie Wyrocznia stanowi jedność z Neo i Smithem, którzy symbolizują rozproszone elementy duchowe powracające do Jedni. Wynika z tego, że Sofia, jak i jej filmowa odpowiedniczka – Wyrocznia, poprzez pomaganie innym w wyzwoleniu się z iluzji, wyzwala samą siebie.

W gnostycyzmie nie ma co prawda tak dokładnie sformułowanej doktryny o braku „ja”, jak w buddyzmie, to jednak chodzić może tam o podobne rozumienie natury ludzkiej. W przytoczonych tu przykładach wyraźnie widać, że w myśli gnostyckiej, nie ma czegoś takiego jak trwałe, indywidualne „ja”. Bo jak mogłaby istnieć indywidualna dusza skoro jest tylko Pełnia, symbolizowana w postaci Jezusa. Wynika z tego, że wyzwoleniem dla gnostyka, podobnie jak dla buddysty, jest zrozumienie braku istnienia własnego „ja”. Wyzwolenie takie, było opisywane w gnostyckich tekstach, jako podróż duszy do nieba, co miało być rozumiane jako jej zjednoczenie się z Bogiem. Podobne rozumienie towarzyszyło mistyce chrześcijańskiej, gdzie dostrzegano nawet iluzoryczność Jezusa, nazywając go Wielkim Umysłem, z którym jednoczył się indywidualny umysł mistyka. Ten Umysł jest zarówno Bogiem, jak i jego synem[5].

O tym, że pojęcie braku „ja” było znane zachodniemu kręgowi religijnemu dobrze świadczą słowa Jezusa, jakie usłyszała w swoim objawieniu św. Katarzyna ze Sieny:

Czy wiesz, córko, kim ty jesteś i kim Ja jestem? Kiedy te dwie rzeczy poznasz, będziesz szczęśliwa. Otóż ty jesteś ta, która nie jest. Ja zaś jestem, który jest. Jeżeli taką świadomość będziesz nosić w duszy, nigdy nie będzie mógł cię zwieść nieprzyjaciel […].

źródło: Rajmund z Kapui, Żywot Świętej Katarzyny ze Sieny, Poznań 2010, s. 113.

W kontekście powyższego cytatu, nie można mówić nawet o zjednoczeniu z Bogiem czy też Pełnią, ponieważ nie ma tego który mógłby wstąpić do Pełni. W tym sensie istnieje tylko Jedność wszystkiego, która sama budzi się z własnego snu. Trafnie problem ten ujmuje G. Widengren, w odniesieniu do mistyki chrześcijańskiej:

Istnieje zatem pewien punkt kulminacyjny w doświadczeniu mistyka, kiedy ten jednoczy się nierozdzielnie z bóstwem, iż niemożliwym jest oddzielenie go od bytu boskiego. Jego całe ja jest niejako stopione i zmieszane z bogiem, tak iż nie można już dłużej mówić o zjednoczeniu dwóch osób, a jedynie o całkowitym stopieniu.

źródło: Widengren G., Fenomenologia Religii, Kraków 2008, s. 531.

Wypływa z tego wszystkiego wniosek, że Wachowscy kręcąc Matrix, chcieli zawrzeć w nim pogląd na rozumienie natury ludzkiej, który jest bliski zarówno buddyzmowi i gnostycyzmowi. Buddyjska nauka o braku trwałego i niezależnego „ja”, jest trzonem, na którym opiera się Matrix, którego fabułę, można również bez większych problemów dopasować do nauk gnostyckich. Poznanie siebie, prowadzące do rozpoznania braku własnego istnienia, jest głównym zadaniem, zarówno filmowego Neo, jak i buddysty, gnostyka czy też pokrewnego mu chrześcijańskiego mistyka. Główny bohater trylogii Wachowskich jest w rzeczywistości więźniem samego siebie, ale też sam siebie wyzwala. Jest niczym Chrystus z pism gnostyckich, który dokonuje samo zbawienia, które polega na rozpoznaniu nieistnienia indywidualnej jaźni. Tak jak nauczał tego Budda.

Przypisy

1. Buddyzm mahajana, Williams P., Kraków 2000, s. 97.

2. Eugnostos, tłum. W. Myszor, „Śląskie Studia Historyczno-Teologiczne”, 2006, t. 36, s. 47.

3. Ewangelia Mateusza, 16, 25, Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Warszawa 1985.

4. Ewangelia Filipa, tłum. W. Myszor, W. Myszor (red), Biblioteka z Nag Hammadi. Kodeks I i II, Katowice 2008, s 276.

5. Fenomenologia Religii, Widengren G., Kraków 2008, s. 530.